Ostatnie odpowiedzi na forum
Użytkownik @kalina64 napisał:
nie nawidze peruki \,ale musze ja nosic co zrobic ludzie nie umieja na nas patrze c normalnie,a moze my sobie to wmawiamy?.... tylr ze bez niej niej nie wyjde pozdrawiam
Kalina64, wydaje Ci się. Moja Mama w ogóle nie nosiła peruki. Chusta na głowie i sru do sklepu, na zakupy. Miała nieco swoich włosków z tyłu głowy i grzywkę. Wyglądała niezwykle naturalnie. A jak włoski wypadły, to też na luzie. Jak ktoś się patrzy, Jego sprawa... choroba dotyka wszystkich.
Użytkownik @lily100 napisał:
Witam jestem na tym forum jako pisząca po raz 1 ale śledzę go z przerwami 2 lata. Może pojawi się tu moja dłuższa wypowiedź bo się rozpisałam w innym miejscu. Teraz w skrócie moja mama choruje na raka jajnika od 2011r. u przeszła operacje, potem chemioterapia, potem nawrót i znów chemia. Teraz znów nawrót bez szans na skuteczne leczenie. Wiem, że to nie jest może pytanie na to forum, ale czy ktoś miał do czynienie z odchodzeniem najbliższej osoby z wodobrzuszem - bo ja jestem przerażona. Chociaż do tej pory starałam się o tym nie myśleć. Pozdrawiam wszystkie walczące kobiety. PODZIWIAM WAS Z CAŁEGO SERCA
Moja Mama miała wodobrzusze rok temu. Operacja, chemia roczna. Obecnie jest ok. Nie zapeszam...
Próbowałaś konsultacji z innym ośrodkiem medycznym?
Użytkownik @agatelka napisał:
Hejka!A ja znowu z innej beczki. Tak Was,co jakis czas bede podpytywac o rozniste rzeczy. Tym razem o wlosach a raczej ich braku w polaczeniu z dziecmi. Jak reagowaly Wasze pociechy, jesli oczywiscie macie takowe? I chodzi mi tu raczej o te mniejsze... :) Moja coreczka ma 5 i pol roku i zastanawiam sie, jak zareaguje. Oczywiscie mam zamiar ja jakos przygotowac, tylko jeszcze nie wiem, co powiedziec. Moze macie jakies doswiadczenia na tym polu?
U nas była rozmowa. O tym, że babcia/ciocia jest chora i po jakimś czasie włoski znów jej odrosną. Dzieciaki wiedziały, że będą takie drastyczne skutki uboczne. U nas w grę wchodził 13 latek, 9 latek, 7 latka i 5 latka. Mama nie nosiła peruki, źle się z nią czuła, więc pytania były czymś naturalnym. Wnuk nieco starszy, 9 lat, koniecznie chciał zobaczyć babcię łysą. Generalnie wszyscy byli oswojeni. Zanim mama poszła na chemię, już odbywały się rozmowy.
...większe ryzyko przerzutów. Sama nie wiem, ile w tym prawdy.
Miłego weekendu :)
Elbe, nic nie mówił, dopiero jak przy wizycie opowiedziałam o problemie, zalecił stopniowe odstawienie. Obecnie Mama zażywa pół tabletki dziennie, więc powolutku będziemy odstawiać :))
A ja czytałam, że niedobrze być grubym...
Moja Mama przytyła 20 kg. Rok zażywania sterydów zrobił swoje. Zastawiam się, jak to zrzucić... tym bardziej, że bierze sterydy ze względu na fakt, iż organizm się do nich przyzwyczaił. Ostatnio ich odstawienie zakończyło się wysoką temp. 39.7
Jasia, my też jesteśmy w polu ze sprzątaniem. A jeszcze dzisiaj przyjeżdża Teściowa brata, jest po operacji raka pęcherza. Będzie w środę odbierała swoją pierwszą chemię. Podobno bardzo wymiotna, gorsza od chemii dla Syrenek. Przyjeżdżają dzisiaj, odjeżdżają w czwartek, a w czwartek przyjeżdża bratanek na małe przypomnienie przed sprawdzianem szóstoklasisty. Kiedy to człowiek ogarnie swoje królestwo???
U nas też śnieg, zimno i wiatr... A kupiliśmy już bratki na balkon...
Użytkownik @kucja15 napisał:
Witam.Jestem po konsultacji w Instytucie Onkologii.Zrobiono mi badania krwi.Są dobre, ale marker ca 125 z 891 skoczył na prawie 1500. Boli mnie dół brzucha,czuję jakby był oparzony mam wrażenie, że zbiera się woda.Pani ordynator po przeanalizowaniu badań wyznaczyła mi 8 kwietnia jako dzień rozpoczęcia leczenia.Mam zrobić tomografię brzucha i miednicy.Jestem zniesmaczona,że tak długo trzeba czekać na leczenie.Zabieg operacyjny miałam 7 lutego. Napiszcie co o tym sądzicie.POZDRAWIAM CIEPLUTKO.
U mojej mamy również doszło do wzrostu markera między operacją a chemią. Zbierała się także woda. Czekała na chemię nieco...długo, ale z powodu rany. Teraz póki co mamy spokój. Aaa... operację miała w lutym, chemia była pod koniec marca, początek kwietnia.
A tak w ogóle, miłego poniedziałku. Już niedługo Święta :))))
Upiekę pasztet, zasieję rzeżuchę, upieczemy baby i mazurka. Ehhh :))
Tylko, gdzie ta wiosna???
Ja ostatnio uczę się jednej rzeczy - żyć tu i teraz. Nie kłócić się, nie szarpać. Życie jest tylko jedno. A choroba Mamy nauczyła mnie cieszyć się z wszystkiego. Nawet z porannej kawy wypitej nad chałką.
I jak nigdy dotąd jestem świadoma swojej ulotności. Mój Dziadek zmarł na moich rękach, chorował na raka. Miałam wtedy 17 lat. Czułam wtedy, że wszyscy umrzemy, ale choroba Mamy dotknęła mnie bardziej. Oczywiście, że myślę o Jej odejściu... z łzami w oczach, bólem w sercu i "pustką". Ale dopóki jest to to jest NASZ CZAS. Poza tym, Ona zawsze będzie przy mnie. A gdy ja umrę, będziemy znów razem. I będę do niej zmierzać każdego dnia. Z każdym dniem moje spotkanie z Mamą będzie bardziej realne. I ta myśl napawa mnie nadzieją...
Odejścia faktycznego nigdy nie ma. W miłości, życiu nie ma pustki, nie ma braku. Zawsze jest pełnia.