Mi powiedziano, że kontrole będą do końca życia z tymże ich częstotliwość będzie maleć. Może zrzucają wszystkie badania na endokrynolog..w mojej ocenie fajne jest to że badania w Gliwicach są kompleksowe ....ja czuć będę się bezpieczniej ...
Witam, mam pytanie odnośnie kontroli w szpitalach.. Miałam wyciętą tarczycę w lutym zeszłego roku w Poznaniu.. Jod podany w lipcu.. Najniższa dawka.. No i na tym skończyła się moja przygoda ze szpitalem na Przybyszewskiego.. Pani doktor powiedziała że kolejna wizyta wówczas jak skieruje mnie mój endo, gdyby coś go niepokoiło.. Z tego co czytam i słyszę np. W Gliwicach na wizytę ludzie jeżdżą co roku.. Jak to u Was wygląda? Czy czestotliwosc "odwiedzin" szpitala zależy od stopnia zaawansowania choroby? Czy każdy jeździ niezależnie od tego? Widzę że w Poznaniu jakoś tak to dziwnie wygląda..
dziękuję ci z odp :-)
Ania 79 napisał:witam
Moja córka leciała po 4 tyg od podania jodu dawka 100 ,piszczala od razu przy pierwszym wejściu
Wtedy przychodzi ochrona musisz pokazać zaświadczenie że jesteś po jodzie i idziesz na odrębną kontrolę gdzie sprawdzają od stóp do głów i mierzą takim urządzeniem ile jeszcze w tobie krąży jodu
Więc trzeba być duuuzo wcześniej na lotnisku
Pozdrawiam serdecznie )))
Super.. mam nadzieję że nie będę musiała się o to martwić ..ciekawe jak na powrocie na obcym lotnisku bym się dogadała .. czyli zabezpieczyć się jak co i tłumaczenie zrobić na ich język ..
witam
Moja córka leciała po 4 tyg od podania jodu dawka 100 ,piszczala od razu przy pierwszym wejściu
Wtedy przychodzi ochrona musisz pokazać zaświadczenie że jesteś po jodzie i idziesz na odrębną kontrolę gdzie sprawdzają od stóp do głów i mierzą takim urządzeniem ile jeszcze w tobie krąży jodu
Więc trzeba być duuuzo wcześniej na lotnisku
Pozdrawiam serdecznie )))
Cześć Pablo, przeczytałam Twój blog i cieszę się, że istnieją tacy ludzie. To, co najważniejsze, to jak piszesz, nie zamartwiać się i myśleć pozytywnie. Do tego wszystkiego ja dodaje jeszcze wiare. Uwazam, ze wiara czyni cuda. Nigdy nie zadawalam sobie pytania " Dlaczego ja". Po prostu dzwigam swoj krzyz. Oczywiscie tez miewam gorsze chwile, ale to sa tylko chwile- chwile, kiedy mysle, co bedzie. I natychmiadt spbie sama odpowiadam- bedzie dobrze. Rak brodawkowaty tarczycy nie jest jedyną moja przypadłością. 30 lat temu zachorowałam na toczeń rumieniowaty układowy. Lekarze widzieli to słabo. Leczyli mnie, ale toczen jest dosc nieprzewidywalny. W zasadzie przez te wszystkie lata krzyżyk stawiano na mnie kilka razy, zwłaszcza, że miałam zajęte nerki. Owszem spotkalam na swojej drodze fantastyczna pania Doktor, niemniej powiedziala wprost, ze jesli nie zadziala lek, ktory mi podano, mozna spodziewac sie najgorszego. Ale ja miałam i mam inną wizję. Skończyłam liceum, studia, studia podyplomowe, wyszłam za mąż. Urodziłam dziecko. Zyje i dzwigam swoj krzyz. I wierze, ze jestem i bede zdrowa, z toczniem, z rakiem, z czymkolwiek. Jestem i bede. Każdy z nas ma w sobie siłę, by sprawić, aby nasz organizm zdrowial. Czego nam potrzeba? Uważam, że wiary i właściwego spojrzenia na świat, życie, jego cienie I blaski. Dziękuję za Twój wpis, radę i blog. Rowniez zycze Wszystkim zdrowia , no i jeszcze spokoju. Bo czlowiek spokojny ma wiare i moze pozbierać myśli i zmobilizować się do działania, a często i do walki.
Pablo czytałam cały blog ..bardzo pozytywnie na mnie wpłynął .. jestem pełna podziwu dla Ciebie ..że mimo usłyszenia tylu informacji..wydarzeń które miały miejsce u Ciebie ty nadal myślisz pozytywnie i nie poddajesz się .. pokazujesz że nie można się poddać ..że musimy walczyć i wierzyć w dobre jutro .. pozdrawiam i życzę zdrowia Tobie i sobie i innym.:-)