od 2017-02-09
ilość postów: 80
Teraz załapałem, to tylko z wypisu, to nie jest wynik histopatologii, cała reszta opisu wyniku będzie później. cT1a to wielkość guza którego wycięli - najmniejszy.
Tylko tyle jest? Powinno być jeszcze jakiś opis - cT1a N0Mx - to jest tylko stadium zmiany T1a : to wielkość guza w największym wymiarze do 4 cm. N0 : to nodes (węzły chłonne czyste) Mx to metastases (przerzuty odległe nie zbadano) ale tym się nie martw, bo wiadomo, że operator nie przeszukiwał całego twojego ciała, przy takim guzie napewno ich nie ma.
Prawidłowy, pełny opis histopatologiczny powinien zawierać: rodzaj nowotworu, zaawansowanie-to masz. Opis marginesów cięcia, stopień złośliwości G. Makroskopową angioinwazję (zajęcie lub nie naczyń krwionośnych), jest czy nie martwica guza, jest lub nie transformacja mięsakowata.
Ale o co chodzi? Była robiona biopsja, że histpat nie wyszedł, w jakim badaniu stwierdzono takie zmiany? Jeśli faktycznie guz nacieka na okoliczne tkanki i przerzucił się do węzłów i kości to niestety daje to wysokie stadium zaawansowania. Podstawą jest operacja tzw. cytoredukcyjna, a później chemia celowana, która ma kilka linii, potrafi powstrzymywać rozwój przerzutów. Mam znajomą, która miała guza obejmującego całą nerkę, którą usunięto, pojawiły się przerzuty do płuc, obecnie bierze chemię celowaną już 3 rok. Potrzebna jest konkretną rozmową z lekarzami.
Jak była próba nss laparoskopowej tzn. że guz był na obwodzie nerki. Laparoskopię urolodzy robią często przezotrzewnowo czyli od strony brzusznej, niestety nastąpiło krwawienie (to się zdarza) i musieli klasycznym cięciem dostać się do nerki właśnie od przodu. Ale to wszystko nie istotne, ważne że nerka przetrwała i operacja jest radykalną. A gdzie się operowalaś?
Jak to dwie operację? Nerkę Ci oszczędzili? U mnie jak zapytałem lekarza operującego co wyciął, to powiedział, żeby nie nastawiać się na zmianę łagodną i miał rację. U Ciebie był bardzo mały guz, im mniejszy tym duża szansa na łagodność, a jak złośliwy to przeważnie mają niski stopień złośliwości. Wiadomo, że czas oczekiwania to coś okropnego i bardzo stresującego, przy takich "guzikach" po wycięciu dalszego leczenia nie ma, tylko obserwacja, no bo co leczyć - zawsze mówię, że my z przypadkowo znalezionymi guzami nie chorowaliśmy na raka, tylko go mieliśmy. Chociaż, też często mówię, że my "uszczypnięcie" przez raka, będąc wyleczonymi, wciąż zajmujemy się chorobą i nieustannie jest z nami - ale niestety musimy się badać. Tak trudno czasem zaufać swojemu ciału, które już raz poddało się takiej chorobie. Życzę powodzenia, mi na taki strach pomagała relaksacja Schulca i Jacobsona
no i oczywiście modlitwa. Pozdrawiam.
U mnie właściwie sprawa się wyjaśniła, scyntygrafia wykluczyła zmiany przerzutowe. Byłem dzisiaj u onkologa klinicznego, który potwierdził swoje słowa, że prawdopodobnie nic mi nie jest. Te znaleziska w kościach w TK nie pasowały mu do przerzutów do kości od raka nerki, nerka daje przerzuty osteolityczne(rozpad kości), te moje zmiany w TK były niejednoznaczne, sklerotyczne(nadbudowa kości) takie zmiany daje prostata, pierś, ale skoro scyntygrafia nie wykazała gromadzenia znacznika to o przerzutach nie może być mowy. Przeżyłem przez ten miesiąc ciężkie chwile, siwych włosów przybyło. Oczywiście kontrolę będę miał nadal, za rok mam się zgłosić na wizytę.
Dwa centymetry to maleństwo, także niezależnie od histopatologi, operacja kończy leczenie. Pozdrawiam.
Piszę jak było u mnie, też miałem NSS. Też jestem natury lękowej, ale wszystko da się przeżyć (pomaga myśl, że wycinają dziada). Oczywiście te kilka dni były ciężkie - wiem nie uspokajam, ale lepiej wiedzieć i się oswajać.
Przed operacją środki przeczyszczające, golenie miejsc, prysznic że środkiem odkażającym. Zgoda na 2 operacje :NSS lub cała nerka(ewentualna zmiana po naocznych oględzinach). Później niepamięć totalna po anestezji. Po operacji ból silny, trudności z przyjęciem pozycji, operacja rano - sala pooperacyjna do kolejnego poranka. W tym czasie trochę rzeczy podłączają : cewnik, elektrody ekg, pulsoksymetr na palcu, aparat do ciśnienia krwi, sonda z workiem w ranie poperacyjnej no i kroplówka, miałem wymioty po narkozie, no i ból, ale podają dużo środków P.bólowych. Na drugi dzień goraczkowałem z powodu dużego krwiaka w okolicach pośladka. Na drugi dzień przenosiny do normalnej sali, próby siadania i chodzenia, nie pamiętam kiedy ściągają cewnik, ale miałem problemy z ponownym normalnym oddawaniem moczu, po paru próbach wróciło, pierwszy mocz oczywiście krwisty-to norma. Kolejne dni coraz lepiej, antybiotyk, kroplówki. Po 5 dniach wypis, powrót do domu, wracałem do sprawności szybko, po 3 miesiącach już w pracy, operację miałem 5 stycznia i jeszcze zaliczyłem narty w tym sezonie.
Opisałem to szczegółowo i być może nie wygląda to optymistycznie i Twojego lęku nie zmniejsza, ale to jest ingerencja w ciało, musi być troszkę cierpienia. Najważniejsze, że potrafią to znakomici chirurdzy usuwać i że przy małych guzach to kończy leczenie. Pozdrawiam, dasz spokojnie radę - jeśli ja lękliwy facet dałem radę - to pewne, że kobiety są dużo bardziej wytrzymałe od nas.
Oczywiście opisywałem operację otwartą, przy laparoskopii jest pewnie lżej. Pozdrawiam, strach ma Wielkie oczy.